27 maja 2014

by, by, by, by...

Uwaga! Uwaga! Uwaga!

     Powolutku, powolutku, małymi kroczkami szykuję się do mówienia :-)
Teraz,  jak "mówię" by, by, by jest dużo uśmiechów na twarzach najbliższych - a co to będzie jak zacznę mówić więcej, i więcej, i więcej :-D ??? ojjjjjjjjj będzie się działo :-)

na razie "mówię" tak:

 

ładnie prawda???

     Muszę się pochwalić jeszcze czymś - zabieram się również do raczkowania i to takiego prawidłowego!!! Dziś na rehabilitacji, i ja i mama, zostaliśmy pochwaleni przez panią Martynę :-)
Pani Martyna to przesympatyczna, młoda pani, która rehabilituje mnie dwa razy w tygodniu metodą Vojty     i przy okazji uczy moją mamę nowych, dość "dziwnych" i niestety nie zawsze przyjemnych dla mnie pozycji - ale to wszystko chyba zaczyna procentować :-) więc warto troszkę pokrzyczeć.




18 maja 2014

nie było wesoło ...

     Początek maja zaczął się wspaniale :-) rodzinne wypady na działkę, słońce, świeże powietrze, leżenie na kocu - jednym słowem relaks. Sami zobaczcie jaki byłem wtedy szczęśliwy:



      Niestety później było bardzo, bardzo nieprzyjemnie. Zrobiłem się bardzo marudny i niespokojny, a to dlatego, że zaatakował mnie rotawirus :-( Bardzo bolał mnie brzuszek, pojawiły się luźne kupki - i wtedy właśnie pojechałem z rodzicami do szpitala. Tam dowiedzieliśmy się, że nie jest ze mną tak źle, że nie jestem odwodniony i możemy spróbować walczyć z jelitówką w domu. Tak też zrobiliśmy. I było już lepiej (tak nam się wydawało) ładnie jadłem, całkiem dużo piłem - niestety następnego dnia pojawiły się wymioty. Znowu pojechaliśmy do szpitala - tym razem już tam zostałem (na szczęście razem z mamą). Lekarze i pielęgniarki bardzo o mnie dbali - podłączyli mi kroplówkę, która mnie wzmocniła i cały czas nade mną czuwali. Do tego wszystkiego jakiś inny wirus chciał zaatakować moje gardło - na szczęście lekarze zalecili mi inhalacje dwa razy dziennie i udało się, obroniłem się przed nim :-)

właśnie w tym łóżeczku spędziliśmy (ja i mama)  pierwszą noc




     Pierwsza noc była najgorsza ja byłem bardzo słaby a mama bardzo zmartwiona. Do spania mieliśmy tylko to małe łóżeczko (widoczne na pierwszym zdjęciu), mi było całkiem wygodnie - gorzej miała mama. Kolejnego dnia powoli zacząłem odzyskiwać swoje siły, mama mówi, że byłem bardzo, bardzo dzielny i mimo tego, że byłem osłabiony, zmęczony i bolał mnie brzuszek próbowałem co jakiś czas dużo się uśmiechać. Następne dwie nocki mieliśmy już z mamą dla siebie pokój i tym razem i ja i mama mieliśmy wygodne łóżka :-) 
     W sumie spędziliśmy tam trzy nocki, a pod koniec pobytu czułem się jak u siebie i bardzo ale to bardzo dopisywał mi humor :-)




    
     Po wyjściu ze szpitala miało być już tylko lepiej i u mnie było - ale mama nie czuła się dobrze. Miała tego samego wirusa co ja - na szczęście po kilku dniach wszystko wróciło do normy :-)