30 października 2014

Przełęcz Okraj

     W ostatni weekend, korzystając z okazji Dolny Śląska za pół ceny, pojechaliśmy w góry :-)

tutaj spędziliśmy weekend :-)
 Wybraliśmy się naszą czteroosobową rodzinką i rodzinką Bartusia (mojego kolegi ze Stowarzyszenia Przyjaciół Osób z Zespołem Downa w Zielonej Górze). Już kiedyś o moim koledze wspominałem - ale troszkę przypomnę :-). Bartuś to chłopiec, który jest ode mnie starszy o 1 miesiąc, jest też wcześniakiem i też ma Zespół Downa. To był nasz drugi wspólny wyjazd i mamy nadzieję, że nie ostatni. Bartuś zdecydowanie szybciej ode mnie się rozwija i fizycznie i umysłowo. Potrafi już siedzieć, czworakować, stawać na swoje nóżki, ułoży małą wieżę z kloców, włoży kubeczek jeden w drugi i pokazuje wiele fajnych rzeczy :-)))
    Jaki wniosek z tego znowu mam się od kogo uczyć i kogo gonić - ale nie martwcie się ja też to wszystko zrobię :-)))
ja i mój kumpel Bartuś :-)


     Wracając do wyjazdu w góry było cudownie. Moja siostra razem z tatą wybrali się w góry z zamiarem zdobycia Śnieżki, niestety buciki Zuzi otarły jej nóżkę i tata nie pozwolił iść aż na szczyt. Dotarli na Skalny Stół - co też jest wyczynem dla takiej dziewczynki.

Zuzia pokazuje dokąd doszła z tatą :-)
Muszę zaznaczyć, że Zuzia w ogóle nie marudziła idąc szlakiem. Tata mówi, że była bardzo dzielna i odważna. Samej Zuzi bardzo podobała się wyprawa w góry - chyba będzie prawdziwą traperką.

W czasie kiedy Zuzia i tata byli na szlaku, ja, mama, Bartuś i jego mama, spędzaliśmy razem czas. Bawiliśmy się  w pensjonacie i spacerowaliśmy po Przełęczy Okraj (przeszliśmy też na czeską granicę i podziwialiśmy kraj naszych sąsiadów).





     Drugiego dnia było jak dla mnie więcej atrakcji: spacerowaliśmy  po czeskiej granicy, jechaliśmy wyciągiem, a kiedy zapadł zmrok pojechaliśmy do Term Cieplickich na basen - dla mnie bomba :-)

z tatusiem
z mamusią



z całą rodzinką
i na basenie :-)



23 października 2014

znowu usiadłem :-)

ha ha ha

i udało się - usiadłem po raz drugi !!!!!!!!!!
ta chwila trwała dłużej niż ostatnio - ale nie na tyle żeby mama zdążyła zrobić zdjęcie !!! Jeszcze trochę cierpliwości :-D

Dziwne jest to, że udaje mi się to zrobić wtedy, kiedy się denerwuję- z reguły wtedy, kiedy cała moja rodzinka jest w kuchni a ja sam w łóżeczku w naszym pokoju.

ciekawa pozycja

     Kto potrafi tak jak ja????
śpię twardym snem - zobaczcie na moje nogi :-)))
i z innej perspektywy :-)))

22 października 2014

Vojta - Wrocław

     Znowu troszkę się wydarzyło. Zacznę od trudnego poniedziałku (13.10.2014) - byłem z mamą we Wrocławiu na rehabilitacji metodą wg Vojty. Jak zwykle podczas tych ćwiczeń płakałem, wyrywałem się i okropnie zmęczyłem. Były to wyjątkowo trudne ćwiczenia, a to dlatego, że wszystko trwało około godziny. Było tam kilka osób, które zdobywały wiedzę i doświadczenie w metodzie Vojty, osoba, która tą wiedzę dawała, mama, moja rehabilitantka (pani Martyna) no i ja (któremu miała być dobrana odpowiednia pozycja do ćwiczeń). Na początku wszyscy mnie podziwiali i oceniali moje zdolności - niestety nie wyszedłem najlepiej (no ale cóż tego się spodziewaliśmy - przecież odbiegam troszkę od całkiem zdrowych dzieci). Później najgorsze - same ćwiczenia. Było ich więcej niż zazwyczaj, w innym miejscu no i z ludźmi, których nie znam :-(  Mama też nie najlepiej znosiła całe te ćwiczenia - w pewnym momencie zabrała mnie rehabilitantom i sama próbowała ze mną ćwiczyć (niby trochę lepiej, ale i tak płakałem i walczyłem). Podobno nie jestem łatwym pacjentem, nie łatwo znaleźć mi pozycję, w której bym został i cierpliwie ćwiczył. Już sami nie wiemy czy to dobrze, czy źle... Po powrocie mama trochę źle się czuła - mówiła tacie i bliskim, że jest zmęczona fizycznie i psychicznie (i nawet trochę płakała :-( - nawet zastanawiała się czy na pewno potrzebuję takiego rodzaju rehabilitacji. Ogromny plus z całego tego wyjazdu jest taki, że moja rehabilitantka pani Martyna, jest naprawdę w tym dobra - wie czego potrzebuję, potrafi dobrać odpowiednie pozycje no i radzi sobie ze mną (co nie jest łatwe ;)

     aaa jest jeszcze jeden plus- jechałem pociągiem - taki mały a już jechałem i to dwa razy - tam i powrót z Wrocławia!!! Pociągi pozostawiają wiele do życzenia - ale to każdy wie ha ha ha

     Jakie są postanowienia związane z dalszą rehabilitacją? Po tygodniowej przerwie ćwiczymy dalej!

dworzec w Nowej Soli :-)


i już w pociągu:-)



ciuch, ciuch, ciuch, ciuch

05 października 2014

hipoterapia

UWAGA, UWAGA!!!!

Jedziemy na koniki - dzisiaj mama nas zapisała i dzisiaj już pierwsze zajęcia.
Jedziemy na godz. 14-tą

Wrażenia opiszę  po powrocie  :-)

Wrażenia:
Będę jeźdźcem :-D
Hipoterapia udana - w oczach rodziców jestem małym, wielkim bohaterem. Już na pierwszych zajęciach zrobiłem bardzo dużo. A było to tak: najpierw zapoznałem się z koniem Lotosem (jest koniem - terapeutą), zobaczyłem, "podszedłem", dotknąłem, pogłaskałem, obserwowałem jak moja siostra sobie świetnie radzi na koniu i .....


obserwuję,

podziwiam Zuzię - sami zobaczcie jaka dzielna :-)

dalej obserwuję :-)


i jadę :-)
........i wsiadłem !!!!!! ba w ogóle się nie bałem, dumnie siedziałem z panią terapeutką, oglądałem świat z wysoka, patrzyłem na mamę, tatę, Zuzię i dużo się śmiałem. Jak dla mnie bomba :-)

sprawia mi to frajdę !!!

a kuku, jestem na koniku :-)

a teraz leżę na Lotosie - jest cudownie :-D

TAKI  RODZAJ  TERAPII  MI  PASUJE  -  BĘDZIEMY  KONTYNUOWAĆ  !!!!






SIEDZĘ, albo raczej siedziałem :-)

Wielki przełom nastąpił 3 października - usiadłem !!!!! CAŁKIEM SAM !!!!!
Sam do końca nie wiem jak to się stało, bo zrobiłem to tylko raz - do dnia dzisiejszego nie powtórzyłem tego wyczynu. Rodzice, Zuzia i cała rodzina czeka na powtórkę, ale ja się nie spieszę - spokojnie, powolutku, jak już moje mięśnie będą gotowe znowu to zrobię i znowu wszystkich zaskoczę - TO JEST MÓJ PLAN :-))))

laryngolog i rehabilitacja w Poznaniu

     Zacznę od tego, że byłem na wizycie kontrolnej laryngologa - wszystko z moimi uszkami jest w porządku. Słyszę i lewym, i prawym uszkiem, słyszę i szepty i głośne dźwięki. Jest OK :-)

     Kolejna wizyta u specjalisty (jeszcze wrześniowa), to wyjazd do Poznania na rehabilitację do Pani Joli.
Pani Jola to rehabilitantka, która pracuje z ludźmi z zespołem downa już od 25 lat - posiada BARDZO dużo wiedzy na ich temat . Otrzymaliśmy od Niej dużo wskazówek, które mają nam pomóc w moim rozwoju zarówno ruchowym jak i intelektualnym. Rodzice są bardzo zadowoleni z tej wizyty, ja troszkę mniej :-( To spotkanie było dla mnie wyczerpujące, trwało ponad godzinę i naprawdę dużo poćwiczyłem. Były też i miłe aspekty - zostałem pochwalony za moje pełzanie - podobno robię to książkowo :-). Ta informacja bardzo ucieszyła moją mamę, bo, okazuje się, że to zasługa rehabilitacji metodą Vojty - czyli dzięki:
- Pani Martynie, która dobiera i uczy moją mamę tych dziwnych pozycji,
- mojej mamie, która ze mną ćwiczy,
- no i dzięki mnie ;) (w końcu to ja tu najbardziej próbuję się tym ćwiczeniom oprzeć :))) i właśnie dlatego to działa :-)