22 października 2014

Vojta - Wrocław

     Znowu troszkę się wydarzyło. Zacznę od trudnego poniedziałku (13.10.2014) - byłem z mamą we Wrocławiu na rehabilitacji metodą wg Vojty. Jak zwykle podczas tych ćwiczeń płakałem, wyrywałem się i okropnie zmęczyłem. Były to wyjątkowo trudne ćwiczenia, a to dlatego, że wszystko trwało około godziny. Było tam kilka osób, które zdobywały wiedzę i doświadczenie w metodzie Vojty, osoba, która tą wiedzę dawała, mama, moja rehabilitantka (pani Martyna) no i ja (któremu miała być dobrana odpowiednia pozycja do ćwiczeń). Na początku wszyscy mnie podziwiali i oceniali moje zdolności - niestety nie wyszedłem najlepiej (no ale cóż tego się spodziewaliśmy - przecież odbiegam troszkę od całkiem zdrowych dzieci). Później najgorsze - same ćwiczenia. Było ich więcej niż zazwyczaj, w innym miejscu no i z ludźmi, których nie znam :-(  Mama też nie najlepiej znosiła całe te ćwiczenia - w pewnym momencie zabrała mnie rehabilitantom i sama próbowała ze mną ćwiczyć (niby trochę lepiej, ale i tak płakałem i walczyłem). Podobno nie jestem łatwym pacjentem, nie łatwo znaleźć mi pozycję, w której bym został i cierpliwie ćwiczył. Już sami nie wiemy czy to dobrze, czy źle... Po powrocie mama trochę źle się czuła - mówiła tacie i bliskim, że jest zmęczona fizycznie i psychicznie (i nawet trochę płakała :-( - nawet zastanawiała się czy na pewno potrzebuję takiego rodzaju rehabilitacji. Ogromny plus z całego tego wyjazdu jest taki, że moja rehabilitantka pani Martyna, jest naprawdę w tym dobra - wie czego potrzebuję, potrafi dobrać odpowiednie pozycje no i radzi sobie ze mną (co nie jest łatwe ;)

     aaa jest jeszcze jeden plus- jechałem pociągiem - taki mały a już jechałem i to dwa razy - tam i powrót z Wrocławia!!! Pociągi pozostawiają wiele do życzenia - ale to każdy wie ha ha ha

     Jakie są postanowienia związane z dalszą rehabilitacją? Po tygodniowej przerwie ćwiczymy dalej!

dworzec w Nowej Soli :-)


i już w pociągu:-)



ciuch, ciuch, ciuch, ciuch

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz